DROGA KRZYŻOWA Z SŁ. BOŻĄ S. LEONIĄ NASTAŁ.

"W nauce o krzyżu pragnę wam podać prawdy, które wiodą na drogę zbawienia. Przez krzyż zbliża się ku ludzkości cała Trójca Przenajświętsza, przez krzyż, jako przez jedyną drogę wiodącą do nieba, musi wejść każda dusza, która jest zaliczona do liczby dzieci Bożych, bo drogą tą pierwszy szedł Jezus. Nikt nie trafi do żywota, kto nie idzie w kierunku, jaki mu wskazuje krzyż wzniesiony na Golgocie. (...)

Kto chce znajdować smak w rzeczach Bożych, niech pokosztuje z kielicha, który Ja wychyliłem do dna".


Stacja I

Pan Jezus na śmierć skazany

Pan Jezus ukazał mi się skrępowany, w majestacie cierpienia i spokoju. Ja jestem Król królów – rzekł – a patrz, na rękach mam pęta niewolnika. Jestem Sędzią wieków. Sędzią dusz – a Mnie sądzi Piłat. Jestem Prawdą, a tłum ogłasza Mnie za zbrodniarza, a Ja milczę... Moja dziecino, czy wiesz, dlaczego dobrowolnie poddałem się sądowi Piłata? Chciałem przez to upokorzenie wyjednać duszom łaskę dobrej spowiedzi, a przez milczenie wynagrodzić Ojcu za fałszywe milczenie duszy w tym sakramencie. Dusze, które tają grzechy na spowiedzi, wybierają Barabasza – szatana, a Jezusa krzyżują. Dusze natomiast, które z pokorą i szczerością wyznają swoje przewinienia, zdejmują z moich dłoni krępujące Mnie więzy. Ja zakładam je na szyję tej duszy, już nie jak pęta niewolnicze, lecz jako naszyjnik złoty, błyszczący drogimi kamieniami. Dusza szczera mówi z Piłatem: Jezus jest niewinny; więcej, Jezus jest tym, którego wybieram i kocham ponad wszystko. A Ja o takiej duszy po rozgrzeszeniu kapłańskim mówię również: Ja żadnej winy w niej nie znajduję. Piłat, pomimo że uznał moją niewinność, skazał Mnie na ubiczowanie, a to pociągnęło za sobą cierniem ukoronowanie. Przyjąłem tę chłostę, by odpokutować karę należącą się duszom po odpuszczeniu grzechów. Pokuta zadana przez kapłana jest poniekąd tym skazaniem duszy na chłostę, pomimo uznania jej niewinności – jest to zadośćuczynienie. Leonio, sakrament pokuty ustanowiłem z miłości, sam go udzielam przez kapłana. W konfesjonale kapłan nie jest sam. Ja jestem z nim. Ja sądzę duszę sądem miłości i przebaczenia. Mój kapłan na nikogo nie wyda wyroku potępienia, nikogo nie wyda na śmierć, jak to uczynił ze Mną Piłat, chyba że ktoś przynosi ze sobą złą wolę, potępia się sam. Ilekroć będziesz odprawiać drogę krzyżową, polecaj przy pierwszej stacji mojemu Sercu dusze przyjmujące sakrament pokuty, kapłanów, którym poleciłem sąd nad duszami. Przepraszaj Mnie za tych, którzy świętokradztwem zasmucają moje Serce. Duszom, które będą to czynić, udzielę daru dobrej spowiedzi i pogłębiać w nich będę spokój duszy. (123)


Stacja II

Pan Jezus bierze krzyż na Swoje ramiona

Kiedy brałem na swoje ramiona krzyż, a raczej gdy Mi go wtłaczano na ramiona, członki moje przeniknął tak gwałtowny ból, że gdyby nie wyższa siła, byłbym padł na ziemię.

Ty wiesz, jaki ból sprawia ucisk rany – a moje ramiona były poszarpane ranami. I na takie żywe, ociekające jeszcze krwią rany wtłoczono Mi ciężar krzyża. Był to nie tylko ciężar gatunkowy drzewa, ale i ciężar grzechów, za które krzyż podjąłem – ich widok daleko boleśniejszym krzyżem przytłaczał Mi duszę. Kto przeżywał wyrzuty sumienia po dopuszczeniu się choćby jednego grzechu ciężkiego, wie, jak wielki jest jego ciężar. On przygniata duszę, spędza sen z powiek, z twarzy świeżość i uśmiech, z serca radość i pokój. A Ja wszystkie tego rodzaju udręki przyjąłem do swojej duszy, a cierpiałem także za tych, którzy w zatwardziałości serca pędzili swoje życie, bo za ich grzechy trzeba było również złożyć zadośćuczynienie nieskończonemu Majestatowi.

Pan Jezus pozwolił mi widzieć w duchu, jak wyglądał w chwili, gdy brał krzyż na swe ramiona. Widziałam, jak śmiertelna bladość pokryła Jego najświętsze oblicze, rumieniła ją tylko krew spływająca spod cierni. Jezus drżał na całym ciele, drżała każda tkanka najświętszego ciała, a jednak Pan Jezus ruszył w swoją drogę kalwaryjską. Stąpał powoli, z trudem podnosząc nogi, pochylał się pod ciężarem krzyża coraz więcej, chwiał się tak, że mi się zdawało, że upadnie za każdym krokiem. A jednak Jezus szedł i odmawiał jakieś modlitwy. Dosłyszałam, jak mówił: Ojcze, wejrzyj na Serce Twego Syna, na chwałę i zadośćuczynienie, jakie Ci za grzeszników składa, a gdy oni udadzą się do miłosierdzia Twego, racz im łaskawie przebaczyć i odpuścić. Ojcze, zachowaj mój Kościół w świętości prawdy, a wszystkim jego wiernym dzieciom daj szczęście w Twej chwale, przez mękę i śmierć moją.Potem odmawiał Jezus modlitwy, których już nie dosłyszałam, bo głos Jego był coraz cichszy. (125)


Stacja III

Pan Jezus pierwszy raz upada pod krzyżem


Wreszcie wydał Jezus bolesny jęk i padł na ziemię, a na Jego barki powaliło się drzewo krzyża. Przez chwilę leżał Pan Jezus bez żadnego znaku życia, tylko spod cierni popłynęła krew, bo drzewo krzyża jednym końcem uderzyło o cierniową koronę. O, jakże pragnęłam przyjść Panu Jezusowi z pomocą, jak pragnęłam zdjąć z Niego krzyż. Serce moje pełne było bólu. Jezusa szarpnęli za sznury żołdacy, by powstał, a On z trudem podniósł się, a pierwsze Jego spojrzenie było na mnie skierowane, jakby się chciał przekonać, czy jestem.

Moja Leonio – odezwał się Jezus – czy wiesz, co spowodowało mój pierwszy upadek? Oto widok pierwszych grzechów ciężkich. Gdybyś ty wiedziała, jaki to ból okropny ściska serce na widok dusz, które przed chwilą pięknością swoją podobne były aniołom, były mieszkaniem Trójcy Przenajświętszej; jeszcze przed chwilą Ja byłem królem tych dusz, a oto naraz dusza z całą świadomością odwraca się od Boga, gardzi Jezusem, jednym silnym, złośliwym pchnięciem wytrąca ze swego serca Jezusa, a On pod wpływem tego uderzenia pada na ziemię, a przez to samo wejście, którym wytrącono Jezusa, wchodzi szatan. Jezus, doznawszy takiej wzgardy, nigdy nie wróciłby do tej duszy, gdyby nie miłość nieskończona, która każe Mu ratować wszelką nędzę, a nawet złość. Miłość każe Mu umrzeć, by dusza żyła. (125)


Stacja IV

Pan Jezus spotyka Swoją Matkę

Przy czwartej stacji drogi krzyżowej Pan Jezus przykuł moją duszę do siebie, jakby chciał odkryć przede mną uczucia, jakie nurtowały w Jego Sercu w chwili spotkania się z Najświętszą Jego Matką. Leonio – mówił Jezus – gdyby ciebie wydalono ze zgromadzenia, posądzając cię o straszliwe zbrodnie, gdyby wśród szyderstw i pośmiewiska prowadzono cię pod eskortą na szubienicę, a ty byś ujrzała wśród tłumów kochającą cię, omdlewającą z bólu matkę, co by się działo w sercu twoim? Miałabyś jej do powiedzenia jedno zdanie – matko, ja cierpię niewinnie, jestem widocznie ofiarą za drugich. Byłoby to osłodą jej cierpień, niemniej jednak cierpiałabyś zarówno sama, jak i matka. Pomyśl teraz, ile cierpiała moja Matka Niepokalana, gdy Mnie ujrzała obarczonego krzyżem, z cierniową koroną na głowie, z twarzą zalaną potem i krwią. Słyszała moja Matka urągania i naśmiewania żołdactwa, złośliwe uwagi przechodniów, nienawistne szyderstwa Żydów. Wiedziała moja Matka, że jestem niewinny, że jestem ofiarą za ludzkość całą. Niemniej jednak nowy miecz boleści przeszył Jej Serce, gdy Mnie ujrzała w takim stanie poniżenia. Cierpienia mojej matki napełniły nowym bólem moje Serce. Równocześnie jednak doznałem ulgi w uczuciu radości na widok duszy tak pięknej, tak ubogaconej przez Trójcę Przenajświętszą. Z Serca mojego wyrwał się okrzyk – warto cierpieć, choćby tylko dla wysłużenia Jej samej tych cudów łaski, jakie wzbogaciły Jej duszę. Tak więc widok przeczystej Dziewicy na mojej drodze kalwaryjskiej przynosił Mi pokrzepienie, ale i wzmożenie cierpień w uczuciach synowskich względem ukochanej i kochającej Mnie Matki. (129)


Stacja V

Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Panu Jezusowi

Byłem bliski omdlenia i gdyby nie pomoc Cyrenejczyka, byłbym padł po owym spotkaniu się z Matką Niepokalaną. Mój Jezu – zapytałam się – a dlaczego Szymon Cyrenejczyk tak krótko niósł Twój krzyż, że znowu sam go wziąłeś na ramiona i powtórnie upadłeś? Bo to był krzyż mój –powiedział Jezus. Dla człowieka był on za ciężki. Szymon, jak każdy inny człowiek, mógł nieść tylko swój krzyż. Kiedy wziął na ramiona mój krzyż, podtrzymywałem go – inaczej byłby upadł. (129)


STACJA VI

Weronika ociera twarz Panu Jezusowi

Mój Jezu – zapytałam jeszcze – czy otarcie Twojej najświętszej twarzy przez św. Weronikę nie przyniosło Ci żadnej ulgi, że upadłeś? Dziecino, Weronika oddała Mi taką samą przysługę jak Cyrenejczyk, choć nie zdjęła z moich ramion krzyża. Uczyniła to, co niewiasta uczynić mogła. Ja zmierzyłem czyn jej wartością miłości, z jaką spieszyła, by Mi ulgę sprawić. Odbiłem na jej chuście swe Boskie oblicze, a w tym odbiciu wyszła ze Mnie Boska moja moc, udzielając się Weronice. Miłość moja odpłaca się zawsze, kochającym sercom, miłosnym wyrażeniem swego podobieństwa. Każdy czyn miłości upodabnia duszę do Przedmiotu Ukochania. Zdawało mi się, że Pan Jezus ma w ręce pieczęć z monogramem przepojonym Jego Boską krwią – zamiast tuszem. Przyciskał ją do mojej duszy, a za każdym naciskiem odtwarzało się Jego Boskie oblicze. (129)


STACJA VII

Drugi upadek pod krzyżem Pana Jezusa

Weronika otarła moją twarz z krwi i potu. Tymczasem już po chwili krew i pot znów zalały moje oblicze i przesłoniły Mi oczy pod wpływem bólu, jaki napełnił Mą duszę. Widziałem obok Weroniki dusze, które zionęły nienawiścią do Mnie, a za nimi, w pochodzie wieków, ciągnęły się dusze im podobne – dusze, które rzucały w moje oczy błoto zmysłowości, chcąc zasłonić się przed moim wzrokiem wszystko widzącym. Rzucały w moje oblicze kamienie złości i zasłonę pychy, a przede wszystkim wzgardy, która tak bardzo rani moje Serce. Błoto zmysłowości i zasłona pychy, którą rzucano Mi w oczy i na oblicze, sprawiły, że nie widziałem już nie [tylko] ich dusz – jak tego pragnęły – ale [nawet] drogi, którą szedłem, dlatego padłem. Padłem obliczem do ziemi, bo się w niej tarzały biedne dusze, a Ja pragnąłem nieść im zbawienie. Padłem jak robak twarzą do ziemi, bo ludzie, którzy są prochem i w proch się obrócą, chcieli wznieść się ponad nią przez swoją pychą, chcieli błyszczeć złudną wielkością. Szatan pychy chciał być równy Bogu – do tego nakłania również uwiedzione dusze ludzkie. Ja chciałem podać rękę upadającej ludzkości, dlatego padłem na ziemią, by ją z niej podźwignąć. Zrównałem się niejako z nimi przez upadek, by ich zrównać z sobą przez podźwignięcie ich łaską. W pierwszym bolesnym upadku, jak ci już mówiłem, największy ból sprawiał Mi widok pierwszych grzechów ciężkich, popełnianych nieraz już przez nieletnie dzieci z rozwiniętą przedwcześnie świadomością. Tym razem przygniatał Mnie ciężar grzechów młodości, widok więdnących kwiatów cnót, które w wiośnie życia pragnęły rozwinąć się najbujniej.

Zdawało mi się, że Jezus jest struchlały z bólu, a ja bezradnie klęczałam przy Nim, powtarzając tylko: O Jezu, Jezu, Jezu. (130)


STACJA VIII

Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty

Jestem źródłem wszelkiej pociechy. Każda inna pociecha, która nie płynie z tego źródła najczystszego, jest mętna i prawdziwego orzeźwienia nie daje. Pocieszam nie tylko niewiasty, które płaczą nad męką moją ale każdego, kto do Mnie przychodzi, szukając ulgi w cierpieniu, pociechy w utrapieniu. Pociecha, którą Ja daję, jest spokojna, nasycająca, zaspokajająca wszelkie aspiracje duszy; nie czuje się w niej czczości, jaka zawsze kryje się na dnie pociech ziemskich. Ale wróćmy do mojej drogi kalwaryjskiej. Leonio, Ja wówczas pocieszałem płaczące niewiasty, a dziś od ciebie – niewiasto – pragnę pociechy.

Jezu – wyszeptałam w duchu – jakiej pociechy możesz się spodziewać ode mnie, do czegóż ja jestem zdolna? Chyba do zasmucania Ciebie. Lecz Jezus mówił dalej: Pocieszaj Mnie miłością ofiarną, czystą delikatną; miłością, która się nie cofa przed niczym - gotowa na wszystko; idzie, gdzie Jezus każe; czyni, czego Jezus żąda. Pocieszaj Mnie dziecięcą niezachwianą ufnością. Od ciebie przede wszystkim domagam się ufności, bo szatan usiłuje ją zachwiać w sercu twoim. Pomyśl, jaka byłaby przykrość dla rodziców, gdyby ich dziecię odnosiło się do nich z nieufnością wówczas, gdy zasiada pośród nich do jednego stołu, gdy każde z rodziców gotowe jest [w] każdej chwili spełniać życzenia maleństwa, jeżeli one tylko nie są szkodliwe dla życia dziecka? Jesteś przedmiotem upodobania Trójcy Przenajświętszej, która żyje w tobie. Jesteś przedmiotem Bożych zainteresowań. Bóg gotów spełniać nawet twoje życzenia, gdy Mu bardzo ufać będziesz. Ufaj, córko, sprawisz Mi tym pociechę. Pocieszaj Mnie, wynagradzając Mi za oziębłych i obojętnych katolików. Pocieszaj Mnie, modląc się dużo za Kościół i jego kapłanów. Pocieszaj Mnie przez dziękczynienie za łaski, jakie udzielam światu całemu, a zwłaszcza za te, których udzieliłem mojej Matce Niepokalanej i świętym w niebie. Pocieszaj Mnie umartwieniem siebie we wszystkim od rana do wieczora. Ja pragnę od ciebie tych ofiar maleńkich, ostatnich. Pocieszaj Mnie wreszcie uniżeniem pokornym, lecz ufnym. Dotrzymuj Mi stale towarzystwa – bądź moją pociechą. (130)


STACJA IX

Pan Jezus upada po raz trzeci pod krzyżem

Moja Leonio – mówił Jezus – trzeci upadek był boleśniejszy od wszystkich innych. Fizycznie byłem już tak wyczerpany, że ustać na nogach nie mogłem. Z bólu, umęczenia i wycieńczenia drżała każda tkanka mego ciała. Krzyż, przygniatający ranę ramienia, sprawiał Mi ból straszliwy Byłem bliski konania – a tę, jakby przedśmiertelną agonię sprawił Mi widok pełen ohydy i grozy; widok grzechów popełnianych z całą świadomością i rozmysłem przez ludzi, od których spodziewałem się miłości, od ludzi, którzy poznali, czego Bóg od nich żąda. Iluż to ludzi z teologicznym wykształceniem odrywa się od Kościoła, pociągając za sobą tysiące dusz. Ja to przecierpiałem wówczas – podobnie jak w Ogrójcu. Przecierpiałem na zimno obmyślane zbrodnie, tarzanie się w zmysłowości ludzi pokrytych już nieraz siwizną, pochylających się nad grobem. By ich powstrzymać od upadku w czeluście piekielne. Ja pochyliłem się jak robak w prochu; upadłem bezsilny na ziemię, która stała się dla Mnie jakby ogniem palącym. Byłem jakby martwy. Z odrętwienia bólu ocknąłem się dopiero wówczas, gdy żołdak kopnął Mnie z całej siły w bok, blisko okolicy Serca. Poczułem dotknięcie stopy ludzkiej. Dotknięcie było brutalne, ale moje Serce żywiej zabiło, czując to dotknięcie. Niegdyś przy dotknięciu szat moich wychodziła ze Mnie moc – a dziś dotyka Mnie stopa człowieka, dotyka tak silnie, że aż Serce zabiło gwałtowniej, a z duszy wyrwał się jęk i pragnienie cierpienia, śmierci krzyżowej – byle ratować tych, którzy zetknęli się ze Mną, chociaż z lekceważeniem i pogardą. Ja nie chcę nimi gardzić. Ja chcę ich zbawić, chcę uszczęśliwić. Ostatnim wysiłkiem objąłem krzyż, by go zanieść na szczyt Golgoty i tam umrzeć.

W słowach Pana Jezusa był taki ból ukryty, że i ja łez powstrzymać nie mogłam. (131)


STACJA X

Pan Jezus z szat obnażony

Naraz, przy dziesiątej stacji, znikła moja ociężałość. Nadprzyrodzone skupienie napełnia duszę i mimo woli wyrwało mi się z duszy pytanie, nad którym nigdy się nie zastanawiałam: Mój Jezu, dlaczego kaci zrywają suknię z Twego ciała? Jeżeli koniecznie chcieli Cię ukrzyżować, miałeś dłonie i stopy odkryte; dlaczego Ty na to zezwoliłeś? Pan Jezus powiedział: Dlatego, by ludzie poznali, jak bardzo ich kocham; by wówczas, gdy usta moje po skonaniu na krzyżu zamilkną, mówiły moje rany o tym, jak głęboka i szeroka jest miłość moja dla stworzeń. Gdyby tylko rany rąk i nóg były odkryte, zapomnieliby ludzie o tym, że cierpiałem za nich na całym ciele tak, że od stopy nogi aż do wierzchołka głowy nie było u Mnie ani jednego miejsca zdrowego. Oprawcy, którzy Mnie biczowali, nie czynili tego dla zabawy tylko, ale dla pieniędzy, których się spodziewali od starszyzny żydowskiej. Nadto byli podjudzani przez szatana, który ich doprowadzał do okrucieństwa. Widziałaś kiedy ubogiego, którego szaty były tak poszarpane, że za wiatru powiewem odsłaniało się ciało jego? Otóż tak było poszarpane moje najświętsze ciało, że poprzez strzępy skóry widać było kości. Ja zezwoliłem na to dlatego, bo kocham ludzi i chciałem, by ludzie o tym wiedzieli. Zezwoliłem także na zdarcie mej sukni dlatego, bo chciałem ludziom oddać szatę, którą nosiłem, by ziemia mogła nią przykryć nagość swoją. Nagość moja na krzyżu u nikogo dotąd nie budziła pokus – dla wielu natomiast była wymownym kazaniem, choć bez słów. Łakomi i chciwcy tu znajdują naukę, czym jest nadmierne gromadzenie mienia. Ci, którzy idą drogą rad ewangelicznych, tu się nauczą, jak daleko mają posunąć ubóstwo i wyrzeczenie się siebie. Dusze, oddające się zmysłowości, znajdą upomnienie miłości. Moja dziecino. Ja uczyniłem wszystko, co mogłem, by ludziom zapewnić i ułatwić zbawienie. Oddałem wszystko, co miałem, by w końcu oddać siebie z miłości ku ludziom. Wzruszona byłam do głębi, bo Pan Jezus na chwilę odsłonił przede mną rany swego najświętszego ciała. (120)

O, gdybyś wiedziała, jak bolesne było dla Mnie zdzieranie szat z mojego ciała. Ty wiesz, jak to boli, gdy się zdejmuje z rany zaschniętą gazę. Toteż nie odrywa się jej gwałtem, ale powoli odsuwa zwilżoną. A Ja miałem całe ciało pokryte ranami po okrutnym biczowaniu. Szaty moje przyschły i przywarły do ran, zwłaszcza na ramieniu, na którym krzyż dźwigałem, i w miejscach, gdzie byłem skrępowany sznurami. Nikt nie zwracał uwagi na śmiertelną bladość mojego oblicza, na jęki, jakie wyrywały się ze ściśniętego bólem Serca. Zdzierano szaty gwałtem, brutalnie, a Ja drżałem z bólu, podczas gdy krew popłynęła obficie z tysięcy ran. Rany i krew – to było moje nakrycie w owej chwili obnażenia. (190)


STACJA XI

Pan Jezus przybity do krzyża

Przy stacji ukrzyżowania Pana Jezusa zatrzymałam wzrok swej duszy na samym akcie krzyżowania. Było to tylko żywe wczucie się duszy w katuszę krzyżowania? Nie wiem. W duszy mojej odzywało się głuche echo uderzeń młota. Widziałam, jak krew wytrysła z przebitej dłoni Zbawiciela w twarz oprawcy, jak zbryzgała mu ręce, młot, a potem sączyła się dookoła trójgrannego, grubego gwoździa. Kiedy oprawcy przybijali drugą rękę i stopy Zbawiciela, Pan Jezus leżał prawie zupełnie martwy. Oczy miał przymknięte, oddychał bardzo słabo, wyglądał jak skamieniały obraz bólu. Na twarzy Jego niepodobna było rozeznać rysów ludzkich. Twarz była nabrzmiała od licznych policzków, w wielu miejscach zsiniała i pocięta, bo uderzali w Nią żołdacy już to przy pobijaniu cierniowej korony, już to tak – dla swawoli tylko. Cała twarz zalana była krwią spod cierni płynącą. Tu i ówdzie były sińce i przecięcia od upadków twarzą na ziemię. Ziemia, zmieszana z krwią, pozostała na najświętszych licach. Nie widziałam w życiu nigdy takiego obrazu i chyba nikt nie jest zdolny odtworzyć tego męczeństwa bólu Jezusa. Byłam jak skamieniała. Zaczęła się godzina święta. Słyszałam wszystko, co kapłan odmawiał, a przed oczyma miałam ustawicznie Jezusa ukrzyżowanego, ze straszliwie zmasakrowanym obliczem. W chwili gdy zaczęto śpiewać „ostrą koroną skronie zranione", Jezus z trudem podniósł powieki. Oczy zalane miał łzami i krwią. Spojrzał na mnie z wyrazem niepojętego bólu i rzekł: Moja Leonio, podnieś mą głowę, bo ciernie wbiły się tak głęboko, aż do mózgu. Łzy obfite popłynęły mi z oczu – były to łzy bólu i łzy radości, że Pan Jezus żąda ode mnie pomocy. Podniosłam głowę najświętszą, a Pan Jezus wciąż patrzał na mnie. O, jak pragnęłam zwilżyć czym[ś] Jego usta spieczone, ale miałam tylko łzy, a łzy są słone. Mój Jezu – rzekłam – pozwól, a wyjmę z Twej skroni straszliwe kolce. Nie, moja córko – powiedział Jezus – bo Mnie zaraz będą podnosić na krzyżu w górę, ciernie z nową siłą wpiją się w skroń moją. Nie wiem, co się wówczas działo wokoło. Czułam tylko, że siostry gorliwie się modlą, bym nie płakała i nie łkała teraz, bo ludzie patrzą. Jezus je wysłuchał, płakać przestałam i Jezus znikł. (141)

Przeżywałam bardzo bolesne opuszczenie duszy. Pragnąc znaleźć podporę w przygniatającym cierpieniu duszy, zaczęłam rozważać Jezusowe: Boże mój. Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Zdawało mi się, że przez chwilę dał mi Pan Jezus przeżyć Jego własne opuszczenie, a ono było wprost nie do wycierpienia dla człowieka. Czułam, że tylko Jezus utrzymywał moje siły. Ojciec niebieski mówił: Opuściłem Syna za to, że ludzkość ukochał miłością nieskończoną. Rozciągnął na krzyżu swoje ramiona, bym nie dosięgnął ludzkości. Chciał ją zastawić sobą, bym jej nie chłostał karą wiecznego opuszczenia, więc dałem je przeżyć umiłowanemu Synowi w całej grozie, w całej potędze uczucia opuszczenia wszystkich, którzy na opuszczenie zasługują. Synu, Jam Ciebie opuścił, boś Ty zawisł bezwładny, przygwożdżony – na krzyżu wysoko do Mnie wzniesiony. A Ja zstąpiłem pod ten czas na niziny, by podnieść w Twe rozpięte objęcia to, co upadło, co pełza po ziemi. Ja – razem z Tobą – Twym opuszczeniem zbawiam świat. Synu, Ja razem z Tobą ludzkość całą przycisnę do ojcowskiego łona mego. Twoja chwała będzie opromieniona chwałą tych, za których cierpisz bolesne opuszczenie. (126)


STACJA XII

Pan Jezus umiera na krzyżu

Leonio, chcę znowu dzisiaj powiedzieć słówko o krzyżu. Krzyż, na którym umarłem na Golgocie, był Mi dany z woli Ojca przedwiecznego. Ojciec zapragnął przed wiekami, kiedy jeszcze człowiek zupełnie nie istniał, mieć go w niebie, przy swym Sercu ojcowskim. Przewidziany był w myśli Bożej upadek człowieka, ale też przewidziane było zadośćuczynienie. Ojciec niebieski wybrał krzyż dla swojego Syna, a Syn przyjął go ochotnie, bo Syn chce zawsze tego, co i Ojciec. Ojciec zatem jest pierwszą przyczyną sprawczą zbawienia ludzkości, jak je st pierwszą przyczyną twórczą. Stworzenia dokonał Ojciec przez Słowo, przez które wszystko się stało, co się stało, a bez którego nic się nie stało, jak mówi święty Jan Ewangelista. Zbawienia dokonał również Ojciec przez Słowo Wcielone, tak ja k dokonuje uświęcenia razem z Synem przez Ducha Świętego.

O, jakże ludzkość powinna kochać Ojca przedwiecznego. Jak powinna prosić Jezusa, który z miłości stał się je j bratem, by wiódł wszystkich do Ojca. Każda dusza powinna z miłością i czcią najgłębszą robić znak krzyża św. na sobie, a wymawiając pierwsze słowa: ,, W imię Ojca... ”, powinna pamiętać o dziękczynieniu Ojcu za zbawienie dokonane przez krzyż. W pokusach dusza powinna uciekać się do krzyża, bo szatan boi się tego znaku zbawienia, a dusza nabiera sił do zwyciężania go nawet przez samo spojrzenie pełne miłości na krzyż. Dlatego mówiłem ci już o tym, że chciałbym, by każda dusza miała przy sobie bodaj maleńki krzyż, a jeżeli go nie ma, niech przynajmniej pamięta o zrobieniu znaku krzyża z pobożnością. Przez krzyż pragnę wam podać tarczę obronną przeciwko zakusom szatana. W nauce o krzyżu pragnę wam podać prawdy, które wiodą na drogę zbawienia. Przez krzyż zbliża się ku ludzkości cała Trójca Przenajświętsza, przez krzyż, jako przez jedyną drogę wiodącą do nieba, musi wejść każda dusza, która jest zaliczona do liczby dzieci Bożych, bo drogą tą pierwszy szedł Jezus. Nikt nie trafi do żywota, kto nie idzie w kierunku, jaki mu wskazuje krzyż wzniesiony na Golgocie. Nawet dusze, które się potępiają przez używanie rozkoszy, nie unikną krzyża. Katusze piekielne będą im krzyżem, z którego, niestety, już ich nikt nie zdejmie. Kto krzyż ukocha, tego Ja ukocham, kto krzyżem wzgardzi, tego i Ja odepchnę od siebie. Kto krzyż czcić będzie, tego uczci Ukrzyżowany. Kto przyjmie z miłością krzyż, jaki mu Bóg podaje, tego imię zapisze Jezus w Sercu swoim. Nie bójcie się krzyża, bo on jest straszny tylko dla szatanów i tych, którzy się potępiają. Dla was, ukochane moje dzieci, płynie z krzyża nektar słodyczy. Skosztujcie – tylko pozory mówią, że to piołun. A zresztą, czyż piołun nie służy do zaostrzenia apetytu? Kto chce znajdować smak w rzeczach Bożych, niech pokosztuje z kielicha, który Ja wychyliłem do dna. (32)


STACJA XIII

Pan Jezus zdjęty z krzyża

Duszę moją przykuł widok alei pełnej jasności, którą równocześnie przenikała lekka mgła, jak biały obłok. Środkiem tej alei rozstawione były krzyże. Naliczyłam ich dziesięć. Z pierwszego z nich, mnie najbliższego, przemówił Jezus: Jestem ukrzyżowany w sercach ludzkich. Dobrowolnie przybijają Mnie do krzyża serc swoich. A Ja – nim Mi ostatecznie śmierć zadadzą – tak przyciskam mocno do siebie ten krzyż, pragnąc pociągnąć do siebie te dusze i serca. Pragnę, by przez moją śmierć odzyskały życie. Z krzyża, na którym umarłem na Golgocie, nie zstąpiłem nawet po śmierci. Zdjęli Mnie z niego Józef i Nikodem. Leonio, zdejm Mnie z krzyża serc, które dobrowolnie, tak na zimno, z otwartymi oczyma, krzyżują Mnie najokrutniej.

Jak ja Ciebie zdejmę – mój Jezu – z krzyża, kiedy jestem tak maleńka jak niemowlę, tak słaba jak ono? Przystaw sobie drabinę. Miłość Boga i bliźniego – to będą dwa pionowe ramiona, a liczne drobne ofiary, akty umartwienia, zaparcia się siebie, pokory, ufności – to będą poszczególne szczeble, po których wzniesiesz się wysoko. Proś twego Anioła Stróża, by ci towarzyszył, by cię podtrzymywał, bo szczeble twarde, a przestrzeń wysoka. A gdy już dojdziesz tam, gdzie przygwożdżone moje ręce i stopy, powiedz tylko: Jestem, mój Jezu. Przyszłam, bo mnie wezwałeś, pragnę Cię zdjąć z krzyża, bo Cię kocham, oddaję Ci się jako ofiara za tych, którzy Cię krzyżują w sercach swoich. Ożyw te serca i dusze - ja za nich gotowa jestem umrzeć [w] każdej chwili. Jeżeli się to podoba miłości Twojej, gotowa jestem zawisnąć na krzyżu, byłeś tylko Ty, mój Oblubieńcze, żył z powrotem w tych sercach, które cię zdradziły. Potem otwórz Mi na oścież twoje serce. Ja sam przyjdę do ciebie, bowiem potrzeba Mi mieszkać w domu twoim.

Kiedy moi uczniowie zdjęli Mnie z krzyża, złożyli Mnie w objęcia mojej Matki Niepokalanej. I ty zaproś Ją do swojej duszy, by Mi w tobie oddała przysługę, jaką oddawała Mi wówczas, gdy Mnie zdjęto z krzyża. Ale i ty pozostań, by spełnić polecenia mojej Matki Niepokalanej. Może zażąda od ciebie jakiej drobnej przysługi, a może upodoba sobie twoje serce, by w nim złożyć swój Skarb Najdroższy – a może zatrzyma cię przy sobie, by cię uczynić świadkiem mojego zmartwychwstania w duszach, za które oddałaś się na ofiarę. (68)


STACJA XIV

Pan Jezus złożony w grobie

Nasunęła mi się myśl, czy apostołowie byli obecni przy pogrzebie Pana Jezusa, czy tylko Józef z Arymatei i Nikodem. (…) Oczywiście, że byli. Trzeba było, by ci, z którymi przebywałem przez 3 lata, widzieli Mnie także po śmierci. Wiesz, że na Kalwarii z apostołów był tylko Jan. W czasie męki w pobliżu Mnie starał się znajdować Piotr. Inni apostołowie uciekli przed siepaczami, pokryli się. Przybyli jednak po zdjęciu mego ciała z krzyża, okrywali pocałunkami moje rany, dotykali je z miłością i uwielbieniem. A potem odprowadzili moje ciało do grobu, byli pierwszymi jego adoratorami, i to najgorliwszymi; a potem zebrali się wszyscy razem w Wieczerniku. Tomasz Apostoł dotykał również ran moich. Wiedział, że ciało moje było martwe, bez życia. Dlatego później, kiedy się zachwiał w wierze, chciał - jak przedtem - dotknąć ran moich. Trzeba było - moja córko - by ci, którzy mieli głosić mękę i śmierć moją, widzieli Mnie umarłego, by mogli później dać świadectwo prawdzie, a także by większa była ich radość i szczęście, gdy Mnie ujrzeli zmartwychwstałego. (196)




Komentarze